Szybki wzrost liczebności pszczół miodnych w miastach, który obserwujemy w ciągu ostatnich kilku lat, może negatywnie wpływać na pobliskie populacje dzikich pszczół – ostrzegają naukowcy z Kanady.
Na łamach najnowszego „PeerJ” (http://dx.doi.org/10.7717/peerj.14699) badacze z Université de Montréal i Concordia University porównali dane dotyczące populacji pszczół żyjących w okolicach Montréalu w 2013 roku z danymi zebranymi w tych samych lokalizacjach w 2020 roku.
„Odkryliśmy, że miejsca o największym wzroście populacji pszczoły miodnych charakteryzowały się także najmniejszą liczbą dzikich pszczół. Dotyczyło to różnych lokalizacji i różnych lat” – mówi dr Gail MacInnis, jedna z autorek publikacji. Przypomina, że według oficjalnych danych, liczba kolonii pszczół miodnych na Wyspie Montreal wzrosła w badanym okresie ponad dwunastokrotnie. W 2013 roku żyło tu mniej niż 250 kolonii, w 2020 prawie 3000.
Naukowczyni zauważa, że pszczoły miodne naturalnie nie zasiedlały tego regionu. Ich pojawienie się i gwałtowny rozrost wprowadza zatem silną konkurencję o zasoby (głównie pyłek i nektar) z innymi gatunkami.
W ramach badania naukowcy odwiedzili 15 miejsc na Wyspie Montreal, o których wiadomo, że przyciągają zapylacze. Były to ogródki społeczne, cmentarze i duże parki miejskie. Naukowcy wykorzystali specjalny, znormalizowany system pułapek (wielokolorowych miseczek wabiących owady) w celu przyciągnięcia pszczół. W każdym miejscu w okresie od końca czerwca do początku września 2020 r. pobrano po pięć próbek, przy łącznej wielkości próby wynoszącej 6200 pszczół. Naukowcy uwzględnili również inne ważne czynniki wpływające na populacje dzikich pszczół, takie jak dostępność siedlisk i zasobów kwiatowych.
Okazało się, że prawie 4000 zebranych próbek pochodziło od dzikich pszczół, należących w sumie do 120 różnych gatunków. Około 2200 było pszczołami miodnymi. Natomiast w 2013 roku w tych samych miejscach prawie wszystkie pozyskane próbki pochodziły od pszczół dzikich (należące do 163 różnych gatunków).
Badacze przeprowadzili też analizy statystyczne dotyczące różnorodności dzikich pszczół. Oceniali niektóre cechy zapylaczy, ich liczebność, skład zbiorowisk i efektywność w zbieraniu pyłku.
Wykazały one, że różnorodność gatunków dzikich pszczół znacznie się zmniejszyła. Było to związane z rosnącą liczebnością pszczoły miodnej i związanym z tym faktem wyczerpywaniem się pyłku w kwiatach koniczyny białej.
Autorzy zwracają uwagę, że brak odpowiednich przepisów i rejestrów utrudnia badanie populacji pszczół. Tymczasem odpowiednia kontrola gęstości kolonii pszczół miodnych ma kluczowe znaczenie dla utrzymania równowagi w środowisku.
„Jeśli chcemy wspierać duże populacje miejskich zapylaczy, musimy zapewnić im wystarczające zasoby żywności. Ale i tak nadal trzeba uważać na gęstość populacji, zwłaszcza pszczół hodowanych komercyjnie, ponieważ są one podatne na wiele chorób, które mogą rozpowszechniać wśród dzikich gatunków – mówi dr MacInnis. – Problem ten może stać się szczególnie poważny, gdy w okolicy jest wielu nowych pszczelarzy, którzy nie mają wystarczającej wiedzy na temat zwalczania roztoczy, wirusów i innych patogenów”.
„Pszczelarstwo zapewnia cenny dla ludzi produkt rolny w postaci miodu. Martwię się jednak, że w ostatnim czasie pszczelarstwo miejskie jest fałszywie reklamowane jako rozwiązanie problemu utraty różnorodności biologicznej i wymierania zapylaczy – podsumowują biolodzy z Montrealu. – Tak jak nie opowiadalibyśmy się za hodowlą kur przydomowych w celu ratowania dzikich ptaków, tak nie powinniśmy postrzegać komercyjnego pszczelarstwa jako sposobu na ratowanie dzikich zapylaczy”.
„Jeśli naszym celem jest zwiększenie różnorodności biologicznej pszczół w miastach, powinniśmy postawić na sadzenie ogrodów dla zapylaczy, a nie zwiększaniu liczby miejskich uli” – dodają.(PAP)
Katarzyna Czechowicz
kap/ agt/