Rozpoczęcie spotkania poprzedziła minuta ciszy dla zmarłego przed tygodniem trenera Zbigniewa Kupczyka. Historia tego meczu nie jest porywająca. Wygrać niżej po prostu się nie dało.
Goście grali bez wiary, wyraźnie nastawieni na możliwie najniższą porażkę, a taką okazała się 0-6. Fakt, że przez 26 minut udało się im utrzymać czyste konto, ale wynikało to bardziej z braku skuteczności naszych niż popisów w obronie. Bramki wcześniej czy później paść musiały i wreszcie w 27 minucie Maziarz w sytuacji sam na sam otworzył wynik. Stracona bramka nie poderwała gości do ataku, dalej grali to co do tej pory, a 5 minut później było już 2-0 po pięknym strzale Mosiądza. Na 3-0 podwyższył ponownie Mosiądz dobitką po strzale Stasiaka. Goście pierwszy strzał oddali w 17 minucie (Kosior), ale naprawdę niebezpiecznie zrobiło się krótko przed końcem pierwszej połowy po strzale Pajkowskiego z 15 metrów, z czego uzyskali jednak tylko rzut rożny.
Po przerwie obraz gry się nie zmienił, mieliśmy kilka prób Skwary, z których jednak Konopka wychodził zwycięsko. Do 71 minuty, kiedy strzał Grzegorza z narożnika pola karnego wreszcie trafił, a po raz drugi kwadrans później po rogu bitym przez Kierkiewicza. Wynik ustalił głową w czasie doliczonym Nowak. Goście próbowali zdobyć honorowego gola, ale nie dali rady pokonać Gądka, który znów rozegrał dobry mecz, między innymi ubiegł Grata i wygrał sam na sam z Kołtunowskim.
Źródło: Waldemar Mroczek, MKS Flota
Foto: Piotr Zgraja