Zawodnicy zgłodnieni grania łapczywie rzucili się na piłkę i obejrzeliśmy całkiem ciekawy mecz z licznymi spięciami pod obydwiema bramkami, choć bywały też i chwilowe zastoje, a może po prostu uważniejsza i agresywniejsza gra obrońców. Co najważniejsze: były też gole i nawet jeden nie uznany. Do tego jeszcze poważne sędziowanie, z żółtymi kartkami, co w sparingach jest raczej rzadkie. To oczywiście dowodzi także, że był ferwor walki, ale nieprzyjaznych incydentów nie było. Niestety, były też kontuzje, w tym najgroźniejsza Wnuka, który w 23 minucie musiał opuścić boisko.
Emocje były od samego początku. W 3 minucie Skwara wrzucił piłkę na piąty metr, lecz Żabiński piłki nie sięgnął. Minutę później było już 0-1. Żywulski powalczył w polu karnym o piłkę z dość niemrawymi w tym momencie obrońcami Floty i nie dał szans Hnatowi. Przez 7 minut wydawało się, że gra jest już uporządkowana, ale w 11 Bątkowski (swego czasu zawodnik Gryfa) wpadł agresywnie w pole karne i choć trafił prosto w bramkarza, to jednak dał sygnał, ze można. W 13 i 14 fatalnymi pudłami popisał się Staniszewski, minutę później Tkaczonek trafił z głowy prosto w Daroszewskiego. Nie wolno zapominać o tyłach – minutę po tym Hnat wygrał sam na sam z testowanym zawodnikiem gości. Za chwilę Staniszewski zagrał do Nowaka z wolnego, ten jednak trafił w bramkarza. W 21 minucie Hnat obronił strzał z Bogusza z bliska, bez szans był jednak w podobnej sytuacji pięć mint później. Jeszcze w 30 minucie tuż obok spojenia huknął Nowak, ale poza tym do przerwy nic ważnego się już nie wydarzyło.
Po przerwie spróbował najpierw zza pola karnego Zięty, jednak piłka przeszła tuż obok spojenia, później Nowak nie trafił zza pola karnego do opuszczonej przez Daroszewskiego bramki. Wreszcie w 60 minucie Staniszewski lobem przy lewym słupku trafił do bramki Gryfa. Dziesięć minut później Żywulski pod kątem, ale w czystej pozycji nie trafił w bramkę. Od 75 minuty znów przycisnęła Flota. Zdeb wygrał dwa pojedynki z Żywulskim: najpierw sam na sam, a chwilę potem broniąc jego strzał z 15 metrów. Następnie po wrzutce Staniszewskiego Nowak z pierwszej piłki uderzył tuż nad poprzeczkę, a minutę później Skwara w sytuacji sam na sam strzelił w bramkarza. Zamarliśmy w 83 minucie, gdy po strzale Chodorowskiego Sikora piętą wpakował piłkę do bramki Zdeba, na szczęście sędzia dopatrzył się spalonego. W 85 Zdeb ubiegł Sikorę, a w 89 Staniszewski w sytuacji sam na sam uzyskał wyrównanie.
Mecz na pewno ciekawy i pożyteczny. Warto było na niego się wybrać, zwłaszcza, że sprzyjała pogoda. Kolejne wyzwanie, jeszcze chyba poważniejsze, za tydzień, gdy Flota spotka się w Zielonej Górze z III-ligowym Falubazem.
Źródło: Waldemar Mroczek, MKS Flota Świnoujście
Foto: Piotr Zgraja