W Karsiborze są tylko dwa sklepiki. Do najbliższego supermarketu jest 13 kilometrów. Ludzie kupują tu mąkę, chleb i wędliny. Oba sklepy są przy głównej ulicy przechodzącej przez dzielnicę. Jeden z nich mieści się na parterze jednorodzinnego domku. Po każdorazowych deszczach można do niego dojść tylko w kaloszach. Niedawno usypano tu groblę, bo inaczej ludzie nie mogliby kupić nawet chleba.
Przy ulicy nie ma zatoczki postojowej. Zmotoryzowani podjeżdżali pod same drzwi sklepu. Przez lata rozjeździli teren. Przyszły deszcze i zrobiło się błotnisko.
– Tydzień temu przywieziono kruszywo. Górę zrzucono przed sklepem. Ucieszyliśmy się, bo myśleliśmy, że to dla nas. Ale powiedzieli, że to na wyrównanie bocznych dróg – opowiada sprzedawczyni.
Teren przed sklepem należy do miasta. Przy innych domach rośnie trawa. Zapewnione jest dojście i dojazd. Tu wszystko tonie pod wodą. Interweniowali właściciele sklepu, interpelowano nawet na sesji rady. Bezskutecznie.