Kiedy w 2011 roku podpisywano umowę na zakup superszybkich pociągów Pendolino, zachwytom nie było końca. Najnowocześniejsze pociągi na świecie, mknące z prędkością 250 km/h, wychylne pudło wagonu, umożliwiające szybsze pokonywanie zakrętów. 20 nowiutkich pociągów, wykonanych w kosmicznej technologii za śmieszne 400 milionów. Tyle, że euro… Ale za nowoczesność warto przecież zapłacić, to i tak niewielka cena za cywilizacyjny skok, którego dokonaliśmy. Przekonywano nas wówczas, że to wszystko dla naszego wspólnego dobra. Dopiero długo po igrzyskach Euro 2012 przyjedzie do Polski pierwszy z zamówionych składów. Bez wychylnego pudła i bez homologacji… Nigdy nie pojedzie z pełną prędkością, może się rozpędzić najwyżej do 160 km/h. Wszystko (podobno) przez tory.
Dzisiaj czytam o pięknych, śmiałych wizjach budowy w Świnoujściu oceanarium za, bagatela, 200 milionów złotych. Musimy tylko oddać za darmo działkę gruntu i przystąpić do spółki z inwestorem. Czytam, i nadziwić się nie mogę – po jakich torach mknie wyobraźnia inwestora? Taka wspaniała inwestycja, a inwestor nie potrafi (nie chce? nie może?) zrobić tego sam? Przecież koszt zakupu nawet bardzo atrakcyjnej działki przy kosztach całej inwestycji to ledwie 15 do 20%! O możliwość sfinansowania pomysłu, który w ciągu 10 lat zacznie przynosić milionowe zyski, banki powinny walczyć między sobą niczym lwy we wrocławskim zoo.
Szczęśliwie, mamy XXI wiek, i przynajmniej informacja dociera do nas szybciej niż drogie, nietrafione Pendolino. Dziś informacja jest niemal na wyciągnięcie ręki. Wystarczy poszukać wiadomości na temat zoo we Wrocławiu. Zrealizowano tam z powodzeniem podobną inwestycję jak nasze oceanarium – afrykarium. Niestety Świnoujście to nie Wrocław. Nie mamy 638 tylko 38 tysięcy mieszkańców. Zaryzykuję pogląd, że do Wrocławia o wiele łatwiej dojechać niż do Świnoujścia. Leżącego się nie kopie, więc o miejscach parkingowych w dzielnicy nadmorskiej przez grzeczność nie wspomnę. Poszukajcie Państwo informacji, kto i na jakich warunkach wrocławską inwestycję realizował. Gorąco namawiam, by się dowiedzieć, ile kontrowersji wzbudziły plany budowy orientarium w zoo w Łodzi. Tam znów pojawia się nazwa tej samej spółki. Czy w Świnoujściu również do przetargu przystąpi wyłącznie JEDNA firma?
Jeśli mnie czegoś nauczyła Pani Grażyna, moja nauczycielka matematyki, to między innymi tego, że liczby nie kłamią. Kłamać mogą ludzie, inwestorzy lub politycy, ale liczby nigdy. Możesz wierzyć, że 2+2=5, ale to niczego nie zmieni. Dochodowość inwestycji miałoby zapewnić 2.800 odwiedzających dziennie. A to oznacza milion gości oceanarium rocznie. Przy cenie biletu rzędu 45 złotych to daje… 45 milionów rocznie. Dopiero wtedy inwestycja zaczyna być dochodowa! A jeszcze musi coś zarobić, by mogła się w ciągu 10 lat zwrócić.
Absolutnie nie jestem przeciwny planom uatrakcyjnienia naszego miasta. Być może oceanarium w Świnoujściu to rzeczywiście dobry pomysł, który okaże się niebywałym sukcesem. Może tego właśnie potrzebujemy, żeby sezon turystyczny trwał u nas dłużej, niż tylko 2 – 3 miesiące. Mam jednak swoje wątpliwości i mnóstwo pytań. W Rzeszowie, w Łodzi i w Kołobrzegu mieszkańcy potrafili zadać także te niewygodne pytania. Zapytajmy i my: – jak ustalimy rzeczywisty koszt inwestycji, jeśli warunki przetargu będzie mógł spełnić tylko jeden oferent? Skąd się dowiemy, że za budowę oceanarium zwyczajnie nie przepłacamy? – dlaczego miasto musi przystąpić do spółki z inwestorem, biorąc na siebie połowę zobowiązań? – w Kołobrzegu gmina miałaby objąć 49% udziałów spółki, czy podobne warunki zaproponowano w Świnoujściu? – jeśli tak, dlaczego miasto miałoby ponosić koszty w spółce, jednocześnie nie mogąc wpływać na jej działania? – kto będzie ponosił koszty utrzymania obiektu, jeśli ten nie będzie potrafił na siebie zarobić? – jak dojadą i gdzie zaparkują goście oceanarium, jeśli i bez niego miasto w sezonie jest zakorkowane?
Trzeba na te pytania poszukać odpowiedzi, by nie podążać ślepo za pięknymi hasłami. Mógłbym podać wiele przykładów wspaniałych, bardzo kosztownych i jednocześnie zupełnie nietrafionych inwestycji. Jednak przykładów na to, jak świetne pomysły potrafią rozminąć się z szarą rzeczywistością nie trzeba mnożyć. One mnożą się same. Każdy z nich brzmi jak kusząca propozycja inwestycji w fabrykę mydła. Obyśmy tylko nie wyszli na niej, niczym niejaki Zabłocki. Warto się zastanowić, co mogą mieć na myśli wielcy inwestorzy, gdy snują przed nami swoje wizje rozwoju i świetlanej przyszłości. Warto uważnie posłuchać tego, co mówią, by zrozumieć, czego nam nie chcą powiedzieć. Dla naszego własnego, wspólnego dobra.
[author title=”Tadeusz Tański” image=”https://www.swinoujskie.info/wp-content/uploads/2017/02/16754636_404635953203652_673041106_n.jpg”]Rocznik 1971. Świnoujścianin. Na co dzień grafik. Felietonista tygodnika Kroniki Portowe. Lokalny patriota.[/author]
namolnik temu
21 marca 2017 na 08:05
Znalazłem też pewną spiskową teorię… Miasto przekazuje za free działkę, inwestor już ma rozpocząć budowę, ale coś w umowach nie tak (z winy jakichś nieokreślonych urzędników) i budowa niemożliwa a działka już inwestora. Złoty interes!
moliński temu
20 marca 2017 na 13:20
Zgadzam się z Pan Tanskim
Za swoje niech inwestor buduje!
moliński temu
20 marca 2017 na 13:08
Artykuł popieram w całości.Nigdy nie zwróci się ta inwestycja w takiej lokalizacji jak ŚWINOUJŚCIE.
Niechaj sam się sfinansuje za swoje”inwestor”