[dropcap]P[/dropcap]rzed ponad stu laty, mieszkańcy Świnoujścia zdawali sobie sprawę z zagrożeń epidemiologicznych spowodowanymi wirusami, które mogą dotrzeć do miasta wraz z marynarzami. W tym celu wybudowano specjalny obiekt. Niedawno został wyburzony.
Dziś powędrujemy na południowy skraj Chorzelina. Tutaj, niedaleko od wiaduktu kolejowego z 1938 roku, tuż na skraju osiedla Warszów jeszcze do niedawna zachował się jeden z ciekawszych i chyba najmniej znanych zabytków świnoujskiego portu – kwarantanna portowa. W czasach epidemii Eboli, która dotarła już do Europy, warto przypomnieć, że każdy duży port takie miejsce odosobnienia i obserwacji posiadał, bo to właśnie marynarze i podróżujący tego typu choroby roznosili po całym świecie.
Lokalizacja kwarantanny
Pierwszą kwarantannę – miejsce odosobnienia dla osób przybywających do portu z „podejrzanego” kraju lub chorujących na tajemnicze przypadłości wzniesiono w Świnoujściu już w XVIII wieku. Taką funkcję pełnił mały barak, który postawiono na zlecenie władz na skraju osiedla Osternothafen. Gdy port przeniósł się na uznamską stronę – tam także wyznaczono pomieszczenia w jednym z budynku niedaleko nabrzeża, gdzie można było taką kwarantannę przeprowadzić.
Wraz z rozbudowa portu na Wolinie w latach 70-tych XIX wieku zbudowano kolejną kwarantannę – niedaleko nadbrzeża. Błyskawiczna rozbudowa portu wojennego i handlowego spowodowała, że już po kolejnych 30 latach kwarantanna okazała się za mała – liczba osób chorujących na egzotyczne przypadłości z roku na roku gwałtownie zaczęła wzrastać!
Te „egzotyczne przypadłości” do miasta „przywozili” niemieccy żołnierze, uczestniczący w wyprawach na Daleki i Bliski Wschód oraz do Afryki. Ostatecznie zdecydowano zbudować nową kwarantannę – 300 metrów od starej, na terenie przylegającym do portu i wojskowej infrastruktury, na granicy dwóch osiedli – WARSZÓW (Ostswine) i Chorzelin (Osternothafen). Wybrana lokalizacja dawała gwarancję, że kontakt chorymi z otoczeniem zostanie ograniczony do minimum.
Najnowocześniejszy obiekt
Plan kwarantanny z 1908 roku
Budowę nowej kwarantanny portowej rozpoczęto jesienią 1906 roku. Wzorem dla świnoujskiego obiektu był najnowocześniejszy wówczas na świecie tego typu kompleks higieniczny – w Emden. Prace trwały do 1908 roku. Na terenie o powierzchni około 1 hektara, ogrodzonym wysokim płotem, wzniesiono sześć ceglanych, parterowych budynków. Każdemu barakowi przypisano odpowiedni funkcje. W pierwszy miały przebywać osoby skierowane na kwarantannę, które nie miały żadnych oznak choroby – czyli teoretycznie zdrowe. W drugim osoby chore u których dopiero po obserwacji miano zdiagnozować chorobę. W trzecim – osoby chore ze zdiagnozowaną chorobą. W czwarty budynku zlokalizowano bardzo nowoczesne jak na ówczesny czas urządzenia do dezynfekcji ubrań, pieniędzy i wszelkich przedmiotów, które miały przejść przez kwarantannę. W piątym urządzono zaplecze gospodarcze. Szósty pełnił funkcję kostnicy, z której zwłoki miały być wyprowadzono do pochówku na cmentarzach tuż przy płocie. Wszystkie baraki wyposażono w toalety i łaźnie, osobne sale dla mężczyzn i kobiet i pomieszczenia gospodarcze dla personelu.
Na brak pracy nie narzekano
Plan baraku zachowanego do 2012 roku
Budynki połączono gęstą siecią ścieżek i wybudowano w odpowiedniej od siebie odległości. Kwarantannę wyposażono w niezależne ujęcie wody, maszynownię, a na jej wschodnim skraju wyznaczono spory plac pod cmentarzyk na którym miały być chowani pacjenci, którzy umarli w czasie trwania kwarantanny. Zadbano także o zieleń sadząc odpowiednie drzewa i krzewy. Koszt budowy całego kompleksu zamknął się niebagatelną jak ta tamten czas kwotą 140 000 marek. Już w 1909 roku w kwarantannie pojawili się pierwsi „klienci”. A w 1910 roku na cmentarzyku pod płotem pochowano kilka osób, głównie ofiar cholery. Nie wiemy niestety, w jakim stopniu kwarantanna była wykorzystywana przez kolejne lata, ale biorąc pod uwagę realia i zwiększającą się liczbę osób i ładunków przechodzącą przez świnoujski port, można domniemywać, że personel tej placówki na brak pracy nie mógł narzekać.
Żołnierze z chorobami wenerycznymi
W okresie międzywojennym w jednym z budynków kwarantanny zlokalizowano szpitalny oddział leczący choroby weneryczne. Podobny oddział w szpitalu garnizonowym- na Uznamie- nie miał po prostu wystarczającej ilości łóżek, by obsłużyć wszystkich wymagających pomocy chorych żołdaków. Aż do wybuchu wojny liczba żołnierzy, a zatem i Pań wolny obyczajów z roku na rok rosła. Mimo szeregu działań jakie dowództwo garnizonu czyniło, by walczyć z wenerycznymi przypadłościami, te pleniły się z przerażającą skutecznością. Zwiększano żołnierzom liczbę zajęć z higieny, ba – sprawdzano nawet czy każdy żołnierz wychodząc na przepustkę jest odpowiednio wyposażony!
Pomidory na cmentarzu
Po drugiej wojnie światowej kwarantanna była wykorzystywana przez Rosjan. Ci ulokowali w kompleksie oddział szpitalny, lokalizując w jego największym budynku oddział weneryczny. Po opuszczeniu kompleks przez Sowietów budynki na kilka lat stały się siedzibą pierwszej w Świnoujściu szkoły dla pracowników gospodarki morskiej – szkoły dokerów. Gdy po kolejnych kilku latach szkołę zlikwidowano, budynki zostały zajęte przez port. Przez niemal 30 kolejnych lat budynki pełnił najróżniejsze funkcje. Przez pewien czas np. pracownicy jednego z przedsiębiorstw gospodarującego tym terenem sadzili pomidory i ziemniaki na terenie cmentarzyka, a mieszkali w budynku byłej kostnicy – lokując w nim także swoją kuchnię. W tym czasie doprowadzono do ruiny większość budynków, co doprowadziło ostatecznie do wyburzenia czterech z sześciu obiektów. Ostatecznie w 2012 roku wyburzono ostatnie dwa obiekty – mimo że budynki ewidentnie były zabytkami historii portu i stały na obrzeżach planowanego parkingu.
Nie pierwszy to zabytek, który z powodu ludzkiej głupoty i urzędniczego zaniechania zniknął z powierzchni ziemi w ostatnim czasie w Świnoujściu.
Piotr Piwowarczyk
wielki żal temu
21 listopada 2020 na 18:23
Masakra. Jak takie zabytki, takie obiekty mogą być niszczone? Wyburzane? To jest masakra. Przecież to historia tego miejsca.
Osternothaen temu
1 sierpnia 2020 na 00:26
Zarząd Portów niestety w tym przypadku zrobił co chciał. Wiosną tego roku w sąsiedztwie kwarantanny wycięto ponad stuletnie sosny, które leża powalone do dnia dzisiejszego. Bezsensownie, bo nie ma możliwości pozyskania drewna z powodu prozaicznej rzeczy – braku możliwości dojazdu po te drewno. Wygląda na to, ze Zarząd Portów po raz kolejny zrobił co zechciał, zlecił wycinkę, zapłacił i tyle, bo nikt na plecach tego drewna nie wyniesie. Na szczęście pod piły Zarządu Portów nie poszły jeszcze kilkuset letnie dęby, które tam jeszcze rosną.
Anonim temu
29 marca 2020 na 12:31
tam byłą szkołą ZSZ przy ODRA
nimcy temu
13 marca 2020 na 11:50
Niemieckie Swinemunde !! nie Świnoujście , 100 lat temu nie było Świno
Mycha temu
13 marca 2020 na 17:37
Wcześniej jednak było Świno…
ꘐ ꖜ ꗈ ꕧ ꔠ ꖟ temu
14 marca 2020 na 13:46
To jest to samo, inaczej się tylko pisało.