Świnoujście jest znanym morskim kąpieliskiem od ponad 200 lat! Gdy w latach 20-tych XIX wieku otworzono w naszym mieście morskie kąpielisko, odwiedzało jest średnio nie więcej niż 1000 osób w sezonie. Na opłacanym odcinku plaży kuracjusze mogli znaleźć dodatkowe atrakcje – ach, co to były za ciekawe czasy!
Sam piasek to za mało!
Przypomnijmy, że modę na kąpiele morskie, nad Bałtyk przywieźli ze sobą francuscy żołnierze podczas wojen napoleońskich. Już w 1822 roku w Świnoujściu powstało pierwsze towarzystwo kąpielowe, a cztery lata później otworzono pierwszy dom kąpielowy z ciepłymi łaźniami. W 1827 roku świnoujskie kąpielisko odwiedziło ponad 1000 osób.
Jak wyglądała w tamtych czasach świnoujska plaża? Szczegółowo opisał ją w 1924 roku świnoujski historyk Robert Burkhard. Tekst przetłumaczył i uwspółcześnił – zastępując niemieckie nazwy ulic polskimi – Józef Pluciński (tłumaczenie zostało opublikowane w jednym z numerów tygodnika Nowy Wyspiarz, a tekst pochodzi z kolekcji Muzeum Rybołówstwa – przyp. red).
Dom Towarzystwa z 1826 roku na stalorycie von
Rosmaslera . ( reprodukcja z Historischen Ansichten (…) Hellmuta
Hannesa). Budynek znajdował się naprzeciwko budynku byłego sztabu 8 FOW
na ulicy Bohaterów Września.
„Tam, gdzie się dziś znajdują plażowe urządzenia kąpielowe, szeroka promenada i piękne wille, w 1823 r. były tylko pustkowia i wydmy. Na przedłużeniu ulicy Chrobrego i dawnej drogi na Ahlbeck prowadziły dwie wąskie ścieżki przez wydmy, aż do plaży. Obydwie drogi ograniczały teren, który niegdyś wykorzystywano dla celów kąpieliskowych. Strefa ta podzielona była na pięć dużych odcinków, których granice oznaczały po prostu drewniane palisady. Najdalej na wschód położone było kąpielisko dla gości płci męskiej jak i obywateli miejscowych, którzy hołdowali nowej modzie i zażywali tu kąpieli. W lewo od niego znajdował się rewir, do którego płacący kąpielowicze dochodzili drewnianym pomostem prowadzącym w poprzek ulicy. To był jedyny luksus, który tu proponowano. Dopiero wiele, wiele lat później stanęły tu pierwsze drewniane domki kąpielowe. Potem dopiero następował szeroki na 500 metrów pas moralnej strefy ochronnej, rozdzielający dokładnie od siebie panów i panie, którego przekroczenie było surowo karane. Z jednej strony tego niewidzialnego muru kąpały się panie. Przebierały się one za rozłożonymi parasolkami względnie płachtami, które przez służbę były trzymane i natychmiast zanurzały się w wodzie. Z tyłu za kąpieliskiem dla pań, zażywały przyjemności także córki miejscowych.
Gdy goście kąpielowi w 1824 r. przybyli na plażę, na opłacanym odcinku znaleźli nowe urządzenia kąpielowe. Prowadziły tu aż kilka metrów w wodę i zakończone schodkami, które umożliwiały wygodne wchodzenie i wychodzenie do morza i z morza. Uznano to powszechnie za wielki postęp. Kto jednak w stroju kąpielowym ten pomost przejść chciał, traktowany był jako wielki bezwstydnik. Było bowiem powszechnie przyjęte, w płaszczu kąpielowym do wody wchodzić i odzienie to dopiero w ostatniej sekundzie służbie kąpielowej oddawać. Później używało się dwukołowych wózków kąpielowych, które wciągane były do wody. Dopiero, gdy w 1848 r. także i tutaj dotarła wolna myśl, zniknęły u nas te wózki.
Później ubierano się w małych domkach kąpieliskowych, które należały do świnoujścian, i z których codziennie można było korzystać za miesięczną opłatą około 2 talarów. Zarząd kąpieliska polecił także wybudowanie eleganckich budek, żądał jednak za godzinę pięć groszy. Kto bał się morza, mógł zażyczyć sobie wlania na głowę 2-ch kubłów wody morskiej, co kosztowało dwa grosze, ale też było bezpieczne. Za kąpiel z ciepłej wody żądano 12 groszy. Przewoziło się wodę morską z plaży w wielkich pojemnikach, ogrzewało sztucznie i pompowało w górę. Specjalny dom kąpielowy był oddany do użytku później i stał tam, gdzie dzisiaj pomnik cesarza Fryderyka się wznosi (przy ulicy Chrobrego).
Nie samą plażą człowiek żyje…
Wraz z oddaniem do użytku Domu Zdrojowego, który wyświęcono 2 lipca 1826 roku, przybyła jeszcze jedna przyjemność z przebywania „u wód”. Jego, z wielkim smakiem udekorowane pomieszczenia były stale pełne. W przedpokoju stał ogromny, zawsze otwarty bufet, oblegany zwykle przez głodnych. Był to bowiem jedyny w mieście lokal, w którym kuracjusze mogli się czuć dobrze i coś zjeść. W jednym z bocznych pomieszczeń wisiały żurnale i dzienniki, w innym błyszczał bilard francuski – pierwszy w Świnoujściu, w trzecim fortepian.
Już przy śniadaniu spotykała się tu większość gości, następnie przy obiedzie a potem na wieczornym koncercie, który poza sobotą, każdego dnia, trwał dwie godziny. Każdego wieczoru, czy to przy dobrej, czy też złej pogodzie, tańczono tu do białego rana.
Starsi panowie grali, ale nie w bilard czy na fortepianie, jak młodzi ludzie, a w wista, bostona często w faraona, także do późną w nocy. Jako salon gier służył im stojący w pobliżu mały pawilon. Zgrywali się tu do ostatniego grosza nie tylko, jak to pisano dobrzy chrześcijanie, ale także przyjezdni starozakonni, oraz mieszkańcy Świnoujścia. Naturalnie ci, których na to stać było. Gra w ruletkę została zabroniona dopiero po zjednoczeniu Niemiec. Wtedy też zamknięto świnoujską jaskinię gry. Tajny radca Krause, zwany też „królem Świnoujścia”, zainstalował w tym samym pawilonie, wówczas absolutną nowość – camera obscura, którą za 2,5 grosza wstępu, tak małe, jak i większe dzieci zapełniały samo dokładnie. Po drugiej stronie, (na Warszowie) znajdowała się Restauracja Tropikalna. Serwowano tam herbatę, kawę oraz ciastka przy okazji wizyt gości odbywających spacery do wschodniego falochronu, wówczas uznawanego za ósmy cud świata. Często wyprawiano się przez rzekę udekorowanymi flagami łodziami z pochodniami, lampionami, grywano w plenerze w piłkę, tańczono i hałasowano całą letnią noc. Podobnym celem wycieczek była gospoda Millera na Wydrzanach, do której przyciągała kręgielnia i huśtawki dla dzieci. Na górę Golm chodziło się tamtędy rzadziej, ponieważ droga tam była zła a na górze nie było żadnej gospody.
Bardzo często korzystali świnoujscy goście z wypraw wozami do Międzyzdrojów i do jeziora Gardno. Była to wielka atrakcja, o ile jak to ktoś dowcipny zauważył, mieszanka tlenu, azotu i komarów w powietrzu nie zmusiła towarzystwa do rejterady”. (…)
Wrzesław Mechło temu
16 lipca 2024 na 13:34
Pań Józef Pluciński pięknie przetłumaczył. Brakuje mi jedynie legendy Wiatraka Młodości stojącego na falochronie zachodnim, który podobnie jak wschodni zbudowano z głazów pozyskanych z legendarnej Rafy Winety.
Impertynencki Jegomość temu
11 sierpnia 2015 na 10:50
Fajnie.
Szkoda, że mało fotek, ja lubię fotki 🙂